Wspomnienia z Wacektora

Rozmowa z Wacławem Żbikowskim
2021-10-06 17:53

Na początku lat 90-tych sala Ochotniczej Straży Pożarnej w Cieszęcinie, przynajmniej raz w tygodniu, zamieniała się na jedną z większych w okolicy dyskotek. Za sukcesem tego miejsca stał Wacław Żbikowski, który sprzedawał bilety, robił za ochroniarza, wywoził taczką pianę a także bronił łobuzów przed sądem. To się już nie wróci, ale wspomnienia pozostaną na zawsze.

Znany w okolicy, i nie tylko, działacz społeczny oraz strażak, do OSP w Cieszęcinie wstąpił gdy miał 23 lata. Na początku, jak sam przyznaje, nie był tak aktywny. Prawdziwy „taniec” rozpoczął się gdy przechodził na wczesną emeryturę, bo obok munduru ochotnika regularnie zakładał też strój zawodowej straży pożarnej. - Widziałem tę salę trochę zaniedbaną. Musiałem ją wyremontować, żeby przyjeżdżały zespoły, żeby ściągnąć młodzież – wspomina. - Podwyższyłem scenę, bo zespoły zwracały mi na to uwagę. Chciałem, aby coś się działo, aby zarabiać i dalej remontować. Zaczęło się w 1990 r. Trwało to 25 lat.

Przychodzili do Wacka

Jednak nie od razu „Wacektor” zbudowano, bo właśnie tak ktoś kiedyś żartobliwie nazwał imprezę, i tak już pozostało. Nazwa oczywiście pojawiła się dużo później i nawiązywała do cieszącej się dużą popularnością dyskoteki w Białej. - Początki były słabe – wspomina Żbikowski. - Nie było sprzętu, nie było nic! Młodzież mi pomagała. Oni mieli nagłośnienie, dlatego próbowaliśmy zrobić jakąś imprezkę. Zaczęło się to stopniowo rozwijać, coraz więcej, coraz więcej. Zapraszałem zespoły, które tutaj się liczyły: „Bongo”, „Solar”, „Brawo”, „Alfa” „Eljot”, „Duo night”. Te zespoły zaczęły ściągać rzesze młodzieży, i tak szczerze mówiąc zaczęły się bardzo duże imprezy. Pojawiły się dochody, dzięki którym można było dalej remontować salę. Przez kilka lat te imprezy były coraz większe, coraz lepsze. To mnie cieszyło, że przychodzili do Wacka. Młodzież bardzo mnie szanowała, za co jej naprawdę dziękuję.

Rekordowo na jednej imprezie mogło pojawić się nawet 600 osób. - Wtedy były te światła, trochę nowoczesności. Dużo pomógł mi Bogdan Moga, za co też mu dziękuję. Wtedy nie wiedziałem, jak ja żyję. Nie nadążałem sprzedawać biletów. Wprowadziłem wejściówki po 8 zł, a mogłem kasować po 10, bo później nie umiałem wydawać tej końcówki. Czasy były fajne. Po jakimś czasie kupiłem loże, żeby młodzież mogła też wygodnie siadać.

Do bójki chętne było Spóle 

Imprezy rządzą się swoimi prawami. Oczywiście i tutaj nie obyło się bez bójek. - Bili się, bili. Musiałem to rozpędzać – wspomina pan Wacław. - Młodzież w miarę słuchała, ale jak to przy alkoholu, ludzie czasem byli agresywni. Udawało się to jakoś zagłuszyć, zatrzeć. Mimo to policja nieraz przyjeżdżała. Uczestniczyłem też w wielu sprawach sądowych, bo byłem tym całym organizatorem i świadkiem wszystkiego.

Najbardziej do bójki chętne było Spóle. - Jak się zaczęli bić, to nie mogłem tego rozpędzić – uśmiecha się mieszkaniec Kowalówki. - Dziewczyny szarpały za włosy. Wkraczałem do akcji, kiedy biły się o chłopaka. Nieraz się komuś machło i dostałem lekko w twarz, ale nie mocno, nie to że chcieli mnie bić. W sądzie mówiłem, że ja wszystkiego nie widziałem. Ten gość, który się bił, był na imprezie, ale nie widziałem faktycznie czy na sto procent to był on.

Pianę wywoził taczkami 

Pewnego razu pojawił się pomysł organizacji „piana party”. Gdy Żbikowski wrócił na salę, substancji było już po pachy. - Wszyscy w tej pianie chodzili, tąkali się w niej. Bufet w połowie w pianie, stoliki - nie było tam już wiele widać. Powstał bałagan, ale musiałem to wszystko przyjąć z uśmiechem, bo nie miałem już wyjścia. Impreza się skończyła, a ja do 9.00 rano wywoziłem to taczką obok strugi. Teraz jak ktoś mnie spotyka, mówi „Panie Wacku, ja się tu ożeniłem, ja się tu ożeniłam, już mam dzieci. To są owoce tych dyskotek i bardzo fajne wspomnienia.

Dyskoteka w Cieszęcinie przeżywała gorsze czasy w momencie uruchomienia podobnego miejsca w niedalekiej Lubczynie oraz gdy później startował „Protector” w Białej. - U nas najwięcej młodzieży przyciągał zespół „Brawo” oraz „Duo Night”. Oni naprawdę robili kokosy i wtedy mogliśmy zarabiać – wspomina z uśmiechem Żbikowski. - Regularnie przychodziło 250 – 300 osób. Tu były piękne imprezy, pomimo że w Jutrkowie grał „Skaner”. U nas od razu była pełna sala, ale i tak z ciekawości pojechaliśmy do tego Jutrkowa. Tam było tylko dużo dymu na sali. Ludzi nie ma, wszyscy w Cieszęcinie! Dla mnie było to wielkim zaskoczeniem, bo czemu idą do Wacka?

Gdyby Czok mógł mówić...

Obecny sołtys Kowalówki jest znany także z organizacji festynów na „Czoku”. Na miejscu przed laty grały m.in. zespoły „Classic” oraz „Boys”. - Ludzie ciągnęli jak na wielki odpust a samochody stały do samej Osowej. Udawało się to. Marzą mi się jeszcze dożynki na Czoku.

Patryk Hodera

Galeria

Komentarze

Komentarze publikuje się korzystając z narzędzia Facebooka.
Użytkownik publikuje treść komentarza na własną odpowiedzialność i jest to jego prywatna opinia. Aby zgłosić naruszenie należy kliknąć link „Zgłoś Facebookowi” przy wybranym poście. Regulamin i obowiązujące zasady korzystania z platformy Facebook dostępne pod adresem: https://www.facebook.com/policies
Właściciel i wydawca portalu tugazeta.pl nie odpowiada za treść publikowanych komentarzy.
Aby dodać komentarz musisz w pierwszej kolejności być zalogowany na portalu facebook.com
Jesteś już zalogowany ? Odśwież stronę