Kolejny dniem naszego pielgrzymowania było zwiedzanie Sorrento i Capri. We wtorek rano obudził nas deszcz, który później przemienił się w ulewę z gradobiciem. Po prostu Armagedon - błyskawice potworna ulewa, nawet światło zgasło. Ta sytuacja spowodowała że msze św. mieliśmy w hotelu - między innymi w intencji pogody. Około godziny 10.30 w deszczu wyruszyliśmy do odległego o 30 km Sorrento. Wyobraźcie sobie że podczas tej krótkiej podroży wyszło piękne, wspaniałe słonce – nawet gdzieś na horyzoncie pokazał się Wezuwiusz, który miał tylko kapelusz z chmur. Sorrento przywitało nas słoneczną pogodą, co jeszcze godziny temu było nie do pomyślenia. Przespacerowaliśmy się pełnymi uroku uliczkami tego włoskiego miasteczka. Ciąg dalszy relacji na blogu tam także więcej zdjęć. Zapraszam.