W babcinej zagrodzie gwarno i wesoło. Pracy wiele i obowiązków. Porządkowanie i siane nasion, sadzenie kwiatów. Pielęgnacja i pierwsze zbiory nowalijek. A kiedy czerwcowe słonko przypieka na łąkach zaczynają się sianokosy. Gospodarz najpierw musiał przygotować kosę, delikatnie wyklepywał ostrze młotkiem na tak zwanej babce. Następnie pocierając kosę osełką ostrzył aby równiutko nią ścinać trawę. Kiedy wszystko było gotowe zaczynano sianokosy. Ściętą trawę przegrabiono, suszono i kupkowano, często po pracy można było napić się mleka z kany czy kawy zbożowej, na przegryzkę chleb chowany w chuście, łamany kawałek po kawałku. Kiedy siano było suche ładowano je na wóz i końmi przywożono do stodoły. Służyło jako pokarm i podsciółka dla zwierząt. I tak rozpoczynało się lato na wsi...
Nam też udało się zrobić sianokosy. Spróbowaliśmy samodzielnie kosą kosić trawę, oj nie było to łatwe nawet drewnianą kosą. Grabiliśmy, kupkowaliśmy i ładowaliśmy na wóz suche pachnące siano a po pracy był piknik z kanapkami, na których znalazły się świeże rzodkiewki, ogórek, pomidor, szczypior, sałata i jajko z wiejskiego podwórka. Kolejny atrakcyjny dzień na babcinym podwórku upłynął nam wczoraj pracowicie ale wesoło...