Chciałbym w tym artykule podziękować panu Marianowi Lorenzowi za opracowanie książki, w której dzięki ogromnym staraniom przedstawił czytelnikom historię życia dawnych powstańców z naszego terenu. Część walk powstańczych toczyła się na terenie dzisiejszej gminy Wieruszów po lewej stronie rzeki Prosny, w miejscowościach należących do Ziemi Kępińskiej. W książce znajdują się nazwiska powstańców również z tych miejscowości. Sam Wieruszów ucierpiał w czasie powstania ogromnie. Grenzschutz ostrzeliwał miasto przez kilka tygodni 1919 roku niszcząc wiele budynków miejskich i doszczętnie wieruszowski zamek. Grenzschutzowi zależało by do powstańców nie docierała pomoc z prawej strony Prosny w postaci ludzi, broni i żywności.
Józef Piłsudski opuszczając w listopadzie 1918 roku więzienie w Magdeburgu zagwarantował Prusakom, że nie będzie rościł pretensji do ziem dawnego zaboru pruskiego. Słowa dotrzymał, nie udzielił pomocy ani powstańcom wielkopolskim ani śląskim, nie zadbał o utrzymanie przy Polsce Śląska Cieszyńskiego (Zaolzie) - najbardziej uprzemysłowionego regionu w dawnym zaborze austriackim.
A przecież Wielkopolanie czuli się jak najbardziej Polakami, wszak początki państwa polskiego wywodzą się właśnie z Wielkopolski. Ale J. Piłsudski pochodził z Kresów Wschodnich dawnej Polski, miał doradców wywodzących się z bogatych ziemian, którzy w okresie rewolucji bolszewickiej stracili majątki, choć wcześniej miewali niezłe stosunki z carską Rosją. Oni to właśnie pchnęli Piłsudskiego do wojny w roku 1920, w której ponieśliśmy spore straty. I co ciekawe, pan Lorenz w życiorysach powstańców wielkopolskich podaje nazwiska tych, którzy stanęli później po stronie Piłsudskiego, walczyli na wschodzie nad Berezyną czy pod Borysowem, a potem stanęli w obronie zagrożonej Warszawy. Nie żałowali krwi dla Ojczyzny, gdy zaszła potrzeba. Czy Piłsudskiego nie gryzło wtedy sumienie- trudno powiedzieć. Sam marszałek to postać kontrowersyjna, posiadał wiele plusów i wiele minusów, ale to nie ten temat.
Upływają lata, a ja od lat 60-tych ubiegłego wieku darzę tamtych powstańców wielkim szacunkiem. Z niektórymi z nich, wtedy już staruszkami, spotykałem się w Podzamczu i Wyszanowie. Kiedy w latach 60-tych studiowałem w Katowicach mieszkałem na stancji u pana Edmunda Ratajczaka - rodowitego poznaniaka, rocznik 1898. On właśnie w wolnych chwilach opowiadał mi o walkach w samym Poznaniu. Jego brat, Franciszek, był podobno pierwszym powstańcem, który zginął od pruskiej kuli.
Książkę „Powstańcy Wielkopolscy z Ziemi Kępińskiej użyczył mi mój przyjaciel Marek Długaszewski, którego ojciec Stanisław był powstańcem wielkopolskim i uczestnikiem wojny z bolszewikami. Czytając tę książkę zastanawiałem się ile czasu i dociekliwości wykazał pan Marian Lorenz. Chwała takim ludziom jak pan Marian. Niech ta książka uświadomi dzisiejsze młode pokolenie, ilu szlachetnych i bohaterskich Polaków wydała ta ziemia.
Z szacunkiem dla pana Lorenza
Zenon Magaj