Najpiękniejsza z rzek

Artykuł Grzegorza Szymańskiego
2021-12-19 14:36

Węglewska Struga jest jednym z prawobrzeżnych dopływów Prosny. Długość tej rzeki podawana jest różnie. W zależności od powziętego sposobu pomiaru, waha się od 36 do 50 kilometrów. Węglewska Struga bierze swój początek z dwóch potoków, z których jeden wypływa gdzieś z zabagnionych łąk pomiędzy Lututowem a Swobodą a drugi w okolicach Naramic.

W pobliżu Zdzierczyzny oba potoki łączą się, dając początek ukształtowanej już rzece. Odtąd, zanim połączy się z wodami Prosny, płynie malowniczymi meandrami w szeroko i głęboko wyżłobionej dolinie, której dno stanowią podmokłe, porośnięte kępami olch łąki a krawędzie stromych miejscami brzegów doliny dają początek ciągnącym się po bliski tu zawsze horyzont polom uprawnym lub lasom. Węglewska Struga zawsze odgrywała ważną rolę w życiu mieszkańców gęsto rozsianych nad jej brzegami wsi: Zdzierczyzny, Molucha, Ostrówka, Brzózek, Kaźmirowa, Głazu, Pędziwiatrów, Okonia, Jeziornej czy Węglewic. Przez wieki była przede wszystkim niewyczerpanym źródłem ryb i raków, których było tu prawdziwe zatrzęsienie. Na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych minionego wieku rzeka została zatruta ściekami mleczarni w Sokolnikach. Życie biologiczne zostało całkowicie zniszczone. Przyroda potrzebowała prawie trzydziestu lat by je odbudować. Dziś dolina rzeki zupełnie uległa panowaniu natury. Struga pełna jest ryb i raków a wzdłuż całej jej doliny królują bobry, nie widziane tu od średniowiecza. Ze stromych zboczy rzecznej doliny co rusz wypływają źródełka i źródła krystalicznie czystej i smacznej wody, spływającej wąskimi strużkami do jej głównego nurtu. Dawniej wystarczyło na drodze takiego źródlanego strumyczka wkopać w ziemię starą, drewnianą beczkę bez dna, by mieć praktyczną studnię, zawsze pełną wspaniałej źródlanej wody, która na dodatek nigdy nie zamarzała. Spośród nieprzeliczonej ilości źródeł i źródełek największą wydajność posiadało to, które wytryskało w miejscowości Głaz. Wykorzystano to już przed wielu laty, by zaopatrzyć w smaczną, zdrową i czystą wodę całą tę osadę. Dziś, gdy nastała era głębinowych studni i wodociągów, owo źródło także okazało się zbyteczne, mimo że woda nadal płynie z niego jak dawniej.

Ciągnące się wzdłuż całej doliny Węglewskiej Strugi łąki zawsze wykorzystywane były na sianokosy i pastwiska. Jeszcze przed kilkudziesięciu laty roiło się tu od krów i owiec wypasanych w zakolach rzeki. Jednak najpiękniejszy czas przychodził tu zawsze w czerwcu, wraz z pierwszymi sianokosami. Pełne ziół i kwiatów nadrzeczne łąki były już gotowe do koszenia. Leżące w meandrach rzeki wąskie i trudno dostępne działki kosić można było jedynie kosą. O użyciu jakichkolwiek maszyn nie było tu nawet mowy. Już od szarego świtu, który w czerwcowe dni zaczyna się około czwartej czy piątej nad ranem słychać było pobrzękiwanie ostrzonych kos i miarowy poszum tnących pokosy czerwcowej trawy kosiarzy. Ileż przy tym było sporów i kłótni związanych z wzajemnymi pretensjami i posądzeniami o naruszenie granic łąk. Wykoszenie sąsiadowi chociażby o pół pokosu było okazją do pretensji i głośnego udowadniania przebiegu wyznaczonej niegdyś granicy. By nie było wątpliwości co do ich przebiegu, na niektórych granicach sąsiadujących ze sobą nadrzecznych łąk ustawiano wysokie tyczki z umocowanym u góry wiechciem zżółkłej słomy, zwane wiechami. Bywało często, że łąka znajdowała się po obydwu brzegach Węglewskiej Strugi. Mosty były tu nieliczne a wysuszone siano należało jakoś przetransportować na właściwą stronę rzeki, by tam je dosuszyć i zwieźć wreszcie do stodoły. Stąd, co jakiś czas, w dogodnych do tego miejscach budowano prymitywne kładki zwane tu ławkami. Taka ławka składała się najczęściej z dwóch olchowych drągów, z których grubszy służył za kładkę a cieńszy, umieszczony nieco wyżej, spełniał rolę poręczy. Gdzie trafił się jakiś naturalny bród - wykorzystywano go do przejeżdżania konnym wozem, przepędzania bydła czy też przenoszenia podsuszonego siana. Po zebraniu pierwszego pokosu siana łąki wzdłuż Węglewskiej Strugi zapełniały się bydłem i owcami, które wypasano tu do późnej jesieni.

Nieodzownym elementem Węglewskiej Strugi były wodne młyny. Nie tylko mieliły zboże ale także regulowały poziom wody na całej jej długości. Dziś ostał się tylko jeden - młyn Zelnego w Węglewicach. Nawet i ten ostatni jest już dziś nieczynny. Nie wiadomo dokładnie, kiedy zaczęto wznosić młyńskie budowle nad brzegami Węglewskiej Strugi. Może już w XVI a może w XVII wieku. W każdym bądź razie, zawsze twierdzono, że stały one tu już od bardzo dawna. Najstarszy z nich, zwany Smekta, stał w Zawadach. Prawdopodobnie funkcjonował tu już w pierwszej połowie XVII wieku. Jak wynika z zachowanych dokumentów, jeszcze w 1730 roku młynarz oddawał plebanowi z Lututowa pół miary mąki pszennej rocznie tytułem tzw. mesznego. Ostatnie wzmianki o młynie Smekta w Zawadach pochodzą z 1753 roku. A same Zawady? Dziś po tej wsi, jak i po młynie, nie pozostał prawie żaden ślad. Pozostała tylko nazwa. Zawady to zwyczajowa nazwa przysiółka Brzózek na który składa się cztery czy pięć gospodarstw. W bliższych nam czasach, idąc brzegiem rzeki od źródeł wraz z jej prądem, pierwszy młyn stał w Moluchu. Ostatni, który zachował się w ludzkiej pamięci wodny młyn w tym miejscu pochodził z początków minionego stulecia. Stał jeszcze w latach pięćdziesiątych XX wieku. Dziś nie zachował się już po nim nawet najmniejszy ślad. Kolejny młyn wodny na Węglewskiej Strudze znajdował się w Ostrówku. Ten z kolei spłonął w pierwszych dniach września 1939 roku. Nigdy nie został odbudowany. Dziś już tylko nikłe zarysy niegdysiejszych młyńskich stawów i wystające z ziemi resztki dębowych pali przypominają o jego istnieniu. W Węglewicach, oprócz istniejącego do dziś młyna zwanego Młynem Zelnego, był jeszcze jeden, zwany Młynem Cegiełki. I on spłonął w pierwszych dniach II wojny światowej. Dziś wzdłuż całej rozległej doliny Węglewskiej Strugi panuje już tylko przyroda. Z rzadka znaleźć można skoszoną łąkę czy pasącą się gdzieś w przybrzeżnych szuwarach krowę. Ucichł turkot młyńskich kół, brzęczenie ostrzonych kos i porykiwanie bydła. Dolinę rzeki z roku na rok coraz bardziej biorą w posiadanie kępy olch i dzikiego zielska. Tylko sama Węglewska Struga nieprzerwanie toczy swe wody ze wschodu na zachód, by wreszcie po wyminięciu Węglewic połączyć się z Prosną, która dalej niesie je do Warty, ta do Odry, by wreszcie skończyć swój bieg w falach Bałtyku.

Grzegorz Szymański

Galeria

Komentarze

Komentarze publikuje się korzystając z narzędzia Facebooka.
Użytkownik publikuje treść komentarza na własną odpowiedzialność i jest to jego prywatna opinia. Aby zgłosić naruszenie należy kliknąć link „Zgłoś Facebookowi” przy wybranym poście. Regulamin i obowiązujące zasady korzystania z platformy Facebook dostępne pod adresem: https://www.facebook.com/policies
Właściciel i wydawca portalu tugazeta.pl nie odpowiada za treść publikowanych komentarzy.
Aby dodać komentarz musisz w pierwszej kolejności być zalogowany na portalu facebook.com
Jesteś już zalogowany ? Odśwież stronę