Grobu Waldemara nigdy nie odnaleziono

Gołkowice
2021-05-17 19:10

Leokadia postanowiła umrzeć

Z Gołkowic najbliżej jest do Goli, Wójcina, Chróścina i Bolesławca. Wystarczy tylko przejść przez most na Prośnie. Gołkowice leżą już na prawdziwym Śląsku. Administracyjnie należą do gminy Byczyna. Niegdyś były po stronie pruskiej a później niemieckiej. Na pograniczu żywioł polski i niemiecki przenikał się wzajemnie przez stulecia. Z „naszej” strony przez most w Goli całe pokolenia udawały się do Niemiec za pracą i lepszym życiem. Najczęściej za pracą w rolnictwie. Pierwszym większym majątkiem rolnym za dawną polsko – niemiecką granicą, gdzie można było znaleźć zatrudnienie, były właśnie Gołkowice. Mieszkańcy obydwu stron Prosny, mimo różnic, doskonale się rozumieli. Także po polskiej stronie żyło wiele rodzin na różny sposób związanych z kulturą i językiem niemieckim, jak chociażby rodzina Rappardów z Dzietrzkowic czy Krauze z Mieleszyna.

Podróż w przeszłość

Gołkowice to bardzo stara wieś. Pierwsze wzmianki o niej pochodzą z XII wieku. Prawie od samego początku gospodarowali tu „szlachetnie urodzeni” z nieodłącznym „von” przed nazwiskiem.  Do końca XVII wieku właścicielami wsi byli przedstawiciele takich śląskich rodów, jak; von Frankenberg, von Balck i von Sternfeld. W 1718 roku gołkowicki majątek nabył niejaki Karl Magnus von Goetz und Schwanenflies. To za czasów panowania tej rodziny, w 1767 roku przystąpiono do budowy zachowanego do dziś późnobarokowego pałacu. Wiek XIX to czas panowania tu kolejnych błękitnokrwistych; von Radnow, von Burdzinskich, von Mayerów i von Tieschowitz. W czasach nam nieco bliższych, bo w 1902 roku, majątek zakupiła rodzina von Lieres und Wilkau.

Wojna, szantaż i ocalenie

Gdy 1 września 1939 roku skoncentrowane w pobliskim Lesie Kluczowskim niemieckie wojska przez graniczny most wdarły się do Goli, cały dotychczasowy świat mieszkańców gołkowickiego pałacu przestał istnieć. Niemieccy żołnierze podpalali polskie domy a ich mieszkańców przeganiali na lewą stronę Prosny i gromadzili w pobliżu dworskich zabudowań gołkowickiego dominium z zamiarem użycia ich jako „żywej tarczy” w dalszym wojennym pochodzie na Polskę. Spędzeni mieszkańcy Goli i Wójcina w niepewności i strachu czekali na swój los. Chodziły pogłoski, że zostaną rozstrzelani. Dowództwo tego odcinka frontu rozgościło się w pałacowych pokojach. Napięcie rosło z każdą godziną. Rankiem, drugiego dnia wojny, właścicielka majątku Lona (Leokadia) von Lieres postanowiła działać. Udała się do kwaterującego w pałacu niemieckiego dowódcy z naładowanym rewolwerem. Zapowiedziała, że jeśli zgromadzeni w majątku Polacy nie zostaną natychmiast zwolnieni, ona tu, na miejscu, strzeli sobie w głowę. Dowódca w najśmielszych snach nie spodziewał się takiej reakcji śląskiej arystokratki. Zatrzymani ocaleli.

Grobu Waldemara nigdy nie odnaleziono

Młody Waldemar von Lieres pozował do namalowanego około 1940 portretu z beztroską miną i niedbale zarzuconą na prawe ramię dubeltówką. Jako przyszły dziedzic gołkowickiego dominium wiódł beztroskie życie, urozmaicane myśliwską pasją, jak na dobrze urodzonego przystało. Nawet nie przypuszczał, że już niebawem zostanie powołany do wojska i wysłany na wschodni front. Nie wiadomo, czy z entuzjazmem przyjął perspektywę oddania swego młodego życia za trzy rzeczy na raz; „fuhrera, honor i ojczyznę”. W1941 roku porucznik Waldemar von Lieres rozpoczął zrazu zwycięski pochód w głąb sowieckiej Rosji. Z początkiem 1943 roku, po klęsce pod Stalingradem, słuch o nim zaginął. Jego grobu nigdy nie odnaleziono.

Gdzie się podział portret Hitlera?

Dziś już nikt nie pamięta, czy przed wojną w gołkowickim pałacu wisiał portret Adolfa Hitlera. Jeśli wisiał, to na pewno w miejscu  reprezentacyjnym i dobrze widocznym. Portrety wodza były przecież patriotycznym obowiązkiem i wisiały na honorowych miejscach w każdym niemieckim domu. Nie wiadomo też, jak głęboka była miłość rodziny von Lieres do niemieckiego „fuhrera”. A może mieli chociaż mosiężne popiersie wodza „tysiącletniej Rzeszy”? Nie wiadomo. Wiadomo tylko o jednym, marmurowym popiersiu, które „od zawsze” stało w pałacowym hallu i przetrwało do dziś. Było to popiersie hetmana Jana Zamojskiego, który pod pobliską Byczyną pokonał w 1588 wojska arcyksięcia Maksymiliana Habsburga, a jego samego wziął do niewoli.

Szczęśliwe lata w Gołkowicach

Nigdy nie dowiedzielibyśmy się o tych wydarzeniach, gdyby nie wydany w 2019 roku „Dziennik Marianny von Lieres und Wilkau 1940 – 1946”. (Tagebuh Marianne von Lieres und Wilkau 1940 bis 1946). Córka Lony von Lieres, Marianna, urodzona w 1930 roku, prowadziła dziennik, na którego kartach spisywała dzień po dniu wydarzenia ze swego szczęśliwego dzieciństwa i wczesnej młodości w Gołkowicach. Zrelacjonowała także dramatyczną ucieczkę w styczniu 1945 roku do swych krewnych w Werstein we Frankonii. Dwie kobiety; matka i córka, bo tylko one doczekały końca wojny, opuściły gołkowicki pałac zabierając tylko to, co zmieściło się do dwóch plecaków. Po wojnie w pałacu mieściła się szkoła. Obecnie obiekt jest własnością prywatną a w pałacu, malowniczo położonym na terenie pięknego parku, funkcjonuje gospodarstwo agroturystyczne.

Grzegorz Szymański

Zdjecia nr 4 i 5 www.kepnosocjum.pl

 

 

Galeria

Komentarze

Komentarze publikuje się korzystając z narzędzia Facebooka.
Użytkownik publikuje treść komentarza na własną odpowiedzialność i jest to jego prywatna opinia. Aby zgłosić naruszenie należy kliknąć link „Zgłoś Facebookowi” przy wybranym poście. Regulamin i obowiązujące zasady korzystania z platformy Facebook dostępne pod adresem: https://www.facebook.com/policies
Właściciel i wydawca portalu tugazeta.pl nie odpowiada za treść publikowanych komentarzy.
Aby dodać komentarz musisz w pierwszej kolejności być zalogowany na portalu facebook.com
Jesteś już zalogowany ? Odśwież stronę