Ballada o Homzach

Wójcin (Papiernia)
2024-03-17 21:02
Ballada o Homzach

Młyn w Wójcinie nad Prosną, zwany „Papiernia”, to miejsce, które jakimś dziwnym trafem, zawsze znajdowało się dokładnie na samiutkiej granicy. Na tym wykonanym na krótko przed 1914 rokiem zdjęciu wyraźnie widać słup graniczny pomiędzy Niemcami a Cesarstwem Rosyjskim, stojący nad brzegiem Prosny, dosłownie kilkanaście metrów od młyńskiego budynku. Na pomoście wodnego młyna zgodnie pozują do zdjęcia rosyjscy i niemieccy pogranicznicy. Młyn wodny istniał w tym miejscu od niepamiętnych czasów. Napędzany wodami Prosny stał dokładnie pomiędzy Śląskiem a Wielkopolską. Gdy nastał czas zaborów było stąd jedynie kilka kroków do Niemiec, chociaż młyn i dom młynarza stał na terenie ówczesnego rosyjskiego imperium. Gdy Polska odzyskała wolność, granica pomiędzy II Rzeczpospolitą a Niemcami nadal przebiegała w tym miejscu korytem Prosny. Po II Wojnie Światowej znowu znalazł się na pograniczu, tym razem województw; opolskiego i łódzkiego. Do dziś to miejsce, znacznie oddalone od ludzkich siedzib, nadal administracyjnie i geograficznie pozostaje na pograniczu województw, powiatów i gmin. Przed wojną młyńskie gospodarstwo składało się z 27 hektarów pól uprawnych i łąk. Do końca II Wojny Światowej właścicielem młyna był Roman Jajte. Jak podaje Bohdan Baranowski w swym „Katalogu zabytków budownictwa przemysłowego w Polsce”, obecnie istniejący młyn zbudowany został około 1920 roku. Jest to drewniany, parterowy budynek z dwuspadowym dachem. Budynek młyna stoi częściowo na palach nad wodą a częściowo na lądzie. Początkowo młyn napędzany był podsiębiernym kołem wodnym. Wyposażony był w dwie pary kamieni francuskich, żubrownik i perlak. Urządzenia wodne były drewniane. Moc przemiałowa młyna, według danych urzędowych z 1929 roku wynosiła około 1,4 tony zboża na dobę. W 1935 roku w młynie dokonano poważnych zmian. Zainstalowana został turbina, dwie pary nowych walców i nowe urządzenia czyszczące. Urządzenia wodne pozostały bez większych zmian. W początkach stycznia 1945 roku Roman Jajte wraz z rodziną opuścił wójciński młyn i wyjechał do śląskiej Byczyny. Po przejściu sowieckiego frontu i uformowaniu się nowych władz polskich, młyn uznano za „dobro poniemieckie”. Wiosną tego samego roku do młyna przybył Mikołaj Homza. Urodził się w 1920 roku w osadzie Brodowo nad Sułą, prawym dopływem Niemna. W leżącym w powiecie stołpeckim Brodowie, nad brzegiem Suły stał młyn. Młyn wodny, jakich wiele. Od wieków mielono tam zboże a w młyńskim gospodarstwie uprawiano ziemię. Przez stulecia wszystko szło tam swoim trybem. Przez pierwsze dwadzieścia lat po narodzinach nic nie zapowiadało tragicznych wydarzeń i dramatycznych zmian, jakie już niebawem miały zajść w życiu Mikołaja Homzy i jego rodziny. Nadszedł wrzesień 1939 roku. Homzowie ani się obejrzeli, a już w dwa dni po sowieckiej napaści na Polskę, do młyna zajechał radziecki komisarz. Mało rozgarnięty, acz mocno ideowy, otrzymał był od swej zwierzchności zadanie upaństwowienia młyna. Wypełniając gorliwe swą misję „oswobodziciela” natychmiast upaństwowił wszystko, co zastał na miejscu; dom, młyn, ziemię, stodołę i oborę wraz ze stojącym w niej inwentarzem. Całą rodzinę Homzów wyrzucił do małego pokoiku, oswobadzając ich przy tej okazji z domowych sprzętów i rzeczy osobistych. Było to dla niego zadanie tym łatwiejsze, że nie dowierzał w istnienie tak dziwnych przedmiotów jak lustro, stół czy krzesła. Nie dawał wiary, że mogą one służyć do codziennego użytku, a tym bardziej być czyjąś własnością. Zamknięte w oborze bydło ryczało z głodu. Młyn nie pracował. Mieszkańcy domu chodzili z kąta w kąt, nie widząc żadnej nadziei. Dopiero po kilku dniach zwierzchność nadgorliwego komisarza jakimś sposobem dowiedziała się o jego wyczynach. Odstąpiono od upaństwowienia żywego inwentarza i rzeczy osobistych. Młyn na powrót uruchomiono a ojciec Mikołaja mianowany został jego administratorem. Jednak czasy, a zwłaszcza ludzie, dziwnie się zmienili. Zaczęły się dziać zaskakujące rzeczy. Pewnego razu ktoś wsadził żelazny pręt w łopatki młyńskiej turbiny. Sowieci od razu potraktowali tą sprawę jako celowy sabotaż. Rozpoczęły się aresztowania, śledztwa, przesłuchania. Dla sowieckich „sledowatieli” sprawa była jasna. To młynarz, polski kapitalista i wyzyskiwacz sabotuje pracę młyna, tak ważną dla socjalistycznej gospodarki. Dopiero po niejakim czasie jakiś nieco inteligentniejszy od owcy komisarz doszedł do wniosku, że pewnie było inaczej. Rzuciło to jednak cień podejrzenia na całą rodzinę Homzów. W końcu byli Polakami, „kapitalistami” i „wrogami ludu”. Jakimś cudem ominęła ich pierwsza fala deportacji w 1940 roku. Nie na długo! W kolejnym roku znaleźli się na liście przeznaczonych do wywózki na Syberię. Dzień deportacji wyznaczono na 22 czerwca 1941 roku. Jednak na kilka godzin przed wyznaczonym terminem wybuchła wojna niemiecko – radziecka. To uratowało im życie. Wkraczające oddziały niemieckie ludność witała jak wyzwolicieli. Groźba śmierci głodowej na niezmierzonych przestrzeniach Syberii została na razie oddalona. Po wkroczeniu Niemców nad Sułą i Niemnem zapanował względny spokój. Niemcy początkowo raczej nie interesowali się miejscową gospodarką. Administracja powróciła w ręce Polaków. Jednie po urzędach pozostali niemieccy komisarze, i to nieliczni. Hitlerowska armia w szybkim tempie parła na wschód, zajmując coraz to większe obszary Kraju Rad. Zrazu zwycięski Wehrmacht zagarniał setki tysięcy jeńców, z którymi, mimo ogromnej śmiertelności, nie bardzo było wiadomo, co zrobić. Często kierowano ich do prac na tyłach frontu. Z czasem w okolicy Brodowa, w lasach nad Sułą i Niemnem zaczęły pojawiać się oddziały partyzanckie, powstałe ze zbiegłych z niewoli żołnierzy Armii Czerwonej. Zrazu radzieccy partyzanci podjęli walkę z Niemcami. Miejscowa ludność życzliwie traktowała sowieckich partyzantów, często udzielając im pomocy. Niemieckie niepowodzenie a wschodnim froncie i nasilająca się wojna partyzancka na tyłach znacznie wzmogły terror okupantów. Ojciec Mikołaja został rozstrzelany przez Niemców za pomoc udzielaną radzieckiej partyzantce. Obok partyzantki radzieckiej walkę z niemieckim okupantem rozpoczęły coraz liczniejsze na tych terenach oddziały polskiej Armii Krajowej. Ta sytuacja trwała prawie do końca 1943 roku. Na przełomie 1943 i 1944 roku nagle wszystko się zmieniło. Radzieckie oddziały partyzanckie rozpoczęły walkę z żołnierzami Armii Krajowej. Niemcy zwalczali jednych i drugich. Mnożyły się przypadki mordowania całych polskich rodzin. Nikt z mieszkających tu Polaków nie był pewien dnia ani godziny. Rabunki, bestialskie morderstwa i podpalenia stały się tragiczną codziennością. Wiosną 1944 roku tereny te znowu zostały „wyzwolone”. I znowu przez Armię Czerwoną! Z dnia na dzień Homzowie stali się tzw. „repatriantami”; ludźmi, których komunistyczna, „ludowa” władza wygnała ze swych rodzinnych miejsc. Rozpoczęła się wędrówka na zachód. Wygnani ze swej małej ojczyzny Homzowie tłukli się tygodniami w rozklekotanych wagonach, by wreszcie dotrzeć do Łodzi. W łódzkim Urzędzie Repatriacyjnym Mikołajowi Homzie, jako młynarzowi, zaproponowano objęcie młyna Papiernia nad Prosną koło Wójcina, jako rekompensatę za mienie pozostawione nad Sułą. Niewiele się zastanawiając, przyjechał rowerem aż z Kutna, by obejrzeć to nowe miejsce swego pobytu. Piękna okolica. Niezły młyn. Ładny dom. Gdy tu przyjechałem i usiadłem nad rzeką to nie chciało mi się stąd odjeżdżać. Musiałem jednak wracać po żonę i resztę rodziny. Po przejściach na wschodzie byłem pewien, że będzie to dla nas szczęśliwe miejsce na ziemi – wspominał Mikołaj Homza tamte chwile. Tak jednak się nie stało. Tutaj wojna nie skończyła się w maju 1945 roku. Trwała o wiele dłużej, o czym, mam nadzieję, uda mi się Wam kiedyś opowiedzieć.

(Tekst powstał na podstawie rozmowy z Mikołajem Homzą, przeprowadzonej przeze mnie w 2002 roku).

Grzegorz Szymański

Autor:
Grzegorz Szymański

Galeria

Komentarze

Komentarze publikuje się korzystając z narzędzia Facebooka.
Użytkownik publikuje treść komentarza na własną odpowiedzialność i jest to jego prywatna opinia. Aby zgłosić naruszenie należy kliknąć link „Zgłoś Facebookowi” przy wybranym poście. Regulamin i obowiązujące zasady korzystania z platformy Facebook dostępne pod adresem: https://www.facebook.com/policies
Właściciel i wydawca portalu tugazeta.pl nie odpowiada za treść publikowanych komentarzy.
Aby dodać komentarz musisz w pierwszej kolejności być zalogowany na portalu facebook.com
Jesteś już zalogowany ? Odśwież stronę