Co zmienić można i zmienić należy?

Panu Burmistrzowi odpowiadam na apel
2015-08-28 15:03

Cel sam w sobie chwalebny, ale proponowana droga jakaś taka wąska. Zbyt wąska, byśmy się pomieścili. Wszyscy się przecież nie zapiszemy, a i Panu nie starczy życia na dyskutowanie z każdym. Gdyby to miał być jakiś komitet wsparcia moralnego, to bym jeszcze zrozumiała. Jeśli jednak ma to być grupa „doradców społecznych” to pomysł jest kontrowersyjny o tyle, że poddaje w wątpliwość (i nie twierdzę tu, że bez racji) kompetencje wielu osób z kręgów samorządowych. Głosy w głowie mówią mi, że Pańska ocena środowiska, w którym przyszło Panu pracować jest -że tak powiem- sceptyczna bardzo i prawdy bliska. Ale dość żartom, sprawa jest poważna.

Rozumiem, jak porażająca jest dla Pana świadomość, że „urzędnicy, radni oraz włodarze” nie przyswoili więc i nie dysponują rzetelną wiedzą w sprawach o których przychodzi im decydować. Na domiar złego nie są w stanie przewidzieć skutków tych decyzji lub choćby przeczytać o nich „w internetach”. Mówię zarówno o decyzjach podjętych oraz (co jeszcze gorsze) niepodjętych w sprawach „gospodarczych, inwestycyjnych, społecznych, kulturalnych, sportowych, oświatowych i innych”.

Słowem nie ma Pan lekkiego życia. I nikt Panu tego nie obiecywał. Wręcz przeciwnie – na własne życzenie został Pan przez nas nominowany na funkcję Augiasza.

Widzę dla Pana tylko jeden sposób chwycenia byka za rogi. Sposób prosty: absolutna przejrzystość działań. Dokumentowanie i publikowanie informacji związanych z każdym przejawem zawodowej aktywności Pana i otaczających go ludzi. Sami ocenimy co dobre a co złe i podzielimy się naszą opinią z sąsiadem, koleżanką, radnym oraz czytelnikami gazety. Nie chodzi mi tu o wcale częste opinie kto mądry a kto mniej, bo tego rodzaju epitety pojawiają się zwykle wtedy, gdy brak rzetelnych podstaw ich formułowania. To prawda, że niekiedy objawiają się tak niedobory intelektualne oceniających. Po wielokroć jednak częściej te inwektywy biorą się z braku podstaw merytorycznych, opartych na twardych, materialnych dowodach. Tutaj od razu rację muszę przyznać tym właśnie oburzonym i rozgorączkowanym mieszkańcom.

To oni mają świętą rację.

Wymienione w Pana zawiadomieniu grupy decyzyjne w sposób zamierzony i metodyczny ukrywają wszelkie materiały mogące stanowić dla nas bazę dla oceny ich pracy i jej efektów. Pan jako były dziennikarz (nim się ponoć nigdy być nie przestaje) świetnie to przecież wie i co do tego akurat nie mam żadnych wątpliwości. Tworzenie zgrupowania mającego półgębkiem debatować nad (niektórymi) wyjętymi z szaf i biurek papierami nie tworzy niczego dobrego poza poprawą samooceny tych wybrańców. Niewykluczone, że poprawia to też ICH ocenę pańskiej roli burmistrza. Nam, obywatelom, nic to realnie nie da a jedynie zaciemni obraz działania władz. Jak mówił Dorn: „Nie idźcie tą drogą”.

Nieustannie oglądamy samorząd traktujący własne decyzje jak linie startowe w kolejnym sprinterskim biegu, gdzie szybszy i zrywniejszy weźmie nagrodę. I wziąłby, gdyby nie ubiegł go inny, podstępnie startujący przed gwizdkiem, ba, często nawet przed ustaleniem regulaminu tego wyścigu. Tak to już jest w życiu, że wygrywa ten, kto wie wcześniej niż inni i biegnie, sam regulamin już w biegu dyktując komisji sędziowskiej. Tego zmienić się nie da.

Co więc zmienić można i zmienić należy?

Mądre włodarzenie, którego oczekujemy od Pana, polegać powinno na sprawiedliwym kształtowaniu szans biegaczy. Publikowaniu rozmów z sędziami,bilingów, umów z nimi zawieranych, przelewów i wszystkiej informacji z tematem biegu związanej. Oczywiście ta analogia sportowa ułomna jest jak każda, ale dobrze oddaje stan zastany i stan oczekiwany. (By nie było dwuznaczności: nie ma to nic wspólnego z biegiem korytem Prosny, któremu od zawsze radośnie kibicuję)

Uchwała samorządu jako akt prawa miejscowego nie ma być tylko punktem wyjścia i oparciem prawnym dla przyszłych działań, a jedynie (i aż) częściowym podsumowaniem naszych wcześniejszych zamiarów, rodzajem słupka kilometrowego na naszej wspólnej drodze.

Obecnie niestety tak nie jest.

Każda uchwała czy decyzja zawsze pojawia się „znikąd” niczym motocyklista w znanej anegdocie. A przecież ktoś uprzednio musiał wykonać jakiś ruch, by idea przyjęła swą pierwszą papierową postać. Gdzie dziś są więc notatki urzędnika, maile, zaproszenia wysłane do konsultantów i pytania kierowane do prawników, opinie tychże o pomyśle, o samym projekcie oraz zamiarach i intencjach pomysłodawcy? Ci ludzie pracują za nasze pieniądze i w granicach prawem nałożonego obowiązku.

Zasadnicze pytanie ( i jak w każdym dobrze postawionym pytaniu również odpowiedź) sformułuję tak:

„Dlaczego obowiązek ten nie jest rygorystycznie egzekwowany przez pracodawcę ?”

Wydaje mi się, że każdemu z nas (umiejących czytać?) znany jest artykuł pierwszy ustawy o dostępie do informacji publicznej. Traktowanie go czysto deklaratywnie jest ignorowaniem obowiązku. Prawo to uchwalono, byśmy mogli budować zaufanie do państwa, miast tracić czas pukaniem po pokojach i zadawaniem mało ważnych pytań, na które urzędnik łaskawie odpowie ... w ostatnim dopuszczalnym terminie i dopiero po złożeniu pisemnego wniosku.

Po prostu nie chcemy, by Pan takich niesumiennych ludzi zatrudniał, firmując własnym nazwiskiem ich administracyjną indolencję. Wszyscy na tym tracimy. Pan również. Za dużo już tych strat. Oczekujemy więc, że wyjaśni Pan współpracownikom, kooperantom i partnerom, że nie jest dobrym urzędnik nie wykonujący swoich obowiązków. Nie jest też kompetentnym i nie jest fachowcem. Nie jest nawet godzien przechodzić obok kościoła, gdyż popełnianie tego samego grzechu co kwadrans, bez skruchy i naprawy wyrządzonych nam krzywd eliminuje go z grona wiernych. Oczekujemy, by przekazał Pan takiemu, że już dla nas nie pracuje bo nie nadaje się do budowy naszego domu. Z powodu zaniechania, niedopełniania, oszustwa. Za niszczenie wizerunku administracji i działanie na szkodę obywateli oraz z powodu utraty ich zaufania. Przeciętny mieszkaniec nie oczekuje od samorządu niczego poza sumiennym wypełnieniem ustawowego obowiązku. Obowiązku, który każdy z tych ludzi dobrowolnie na siebie przyjął podpisując umowę o pracę a którego ważność potwierdza on potem co miesiąc: akceptując przelew od publicznego pracodawcy. Obowiązku udostępnienia nam wszelkiej informacji o swojej pracy, udostępnienia jej bez pytania i bez proszenia. I bez różnicy, czy funkcję swoją pełni z nadania, z konkursu czy z wyboru – łaski nam nie robi.

Taka właśnie pomoc z Pana strony będzie dla nas bezcenna.

A niegramotnych radnych to już sami musimy pogonić.

 

Z wyrazami poparcia

Alicja /aka alafalk/

Galeria

Komentarze

Komentarze publikuje się korzystając z narzędzia Facebooka.
Użytkownik publikuje treść komentarza na własną odpowiedzialność i jest to jego prywatna opinia. Aby zgłosić naruszenie należy kliknąć link „Zgłoś Facebookowi” przy wybranym poście. Regulamin i obowiązujące zasady korzystania z platformy Facebook dostępne pod adresem: https://www.facebook.com/policies
Właściciel i wydawca portalu tugazeta.pl nie odpowiada za treść publikowanych komentarzy.
Aby dodać komentarz musisz w pierwszej kolejności być zalogowany na portalu facebook.com
Jesteś już zalogowany ? Odśwież stronę