Praca z literą P w klapie dotknęła również mieszkańców Wieruszowa i okolicy

Artykuł Zenona Magaja
2024-05-01 10:09
Praca z literą P w klapie dotknęła również mieszkańców Wieruszowa i okolicy

Czas nieubłaganie upływa. Wielu z tych, którzy zmuszeni byli pracować na rzecz obcego i wrogiego kraju odeszło już od nas na zawsze. Pozostało już tylko niewielu, i to w bardzo podeszłym wieku. W ich pamięci czasem wracają wspomnienia, jakże już odległe i zamazane upływem czasu. Młodym pokoleniom warto, a właściwie należy, przedstawić historię narodu, w tym mieszkańców naszego miasta i okolicy. Wymienię tu niektóre osoby i rodziny z Wieruszowa i sąsiednich wiosek wywiezione do prac przymusowych na terenie Rzeszy. Rodzina Grelów i Brutkowskich, Stanisław Kołodziejczyk z synem, Leon Kołodziejczyk z rodziną, Antoni Sodomski z rodziną, Anna Karcz, August Czechlowski, rodzina Sikorów z Kowalówki, Kopeccy, Śmiałkowie i Krawcowie z Chobanina, rodzina Cylkowskich, Eugeniusz Ostrycharz z matką, rodzina Bolesława Parusińskiego i inni. Spośród wymienionych to też członkowie mojej rodziny – Kołodziejczykowie. Niech to, co tu napiszę, stworzy wyobrażenie tamtych czasów młodemu pokoleniu.

Dwa i pół miliona Polaków (wg innych źródeł nawet trzy miliony) zostało zniewolonych i wywiezionych do pracy na rzecz instytucji, firm niemieckich i osób prywatnych, głównie bauerów. Bezpośrednim celem nie było ich zniszczenie a wykorzystanie dla niemieckiej gospodarki, nie tylko wojennej. Egzekwowano wobec osób wywiezionych bezwzględne posłuszeństwo, jednak zniewolenie miało też jakąś formę prześladowań. W pierwszych latach wojny, wśród obcych robotników na terenie Rzeszy, było 55% Polaków, w 1942 było ich 47%, w roku 1943 – 27%, a w 1944 tylko 24%. Przywieziony do Rzeszy polski robotnik otrzymywał dokumenty - Arbeitskarte albo Arbeitsbuch, w których było wypisane, że pracuje w procesie budowy na terenie Wielkoniemieckiej Rzeszy dla wniesienia nowego porządku w Europie. Polski niewolnik musiał też podpisać druczek zatytułowany „Antrag auf Erteilung einer Arbeitseslaubiss’’, czyli podanie o udzielenie zezwolenia na pracę. Co za hipokryzja! Polak więc rzekomo prosił o zatrudnienie. Kolejnym dokumentem była deklaracja zobowiązań, w której stwierdza się, że został pouczony i że w żaden sposób i w żadnej formie nie wolno mu uczestniczyć w czynach wymierzonych przeciw interesom Rzeszy. Podano też, że każdorazowe opuszczenie miejsca pracy stanowi przejaw niewywiązywania się z pracy i będzie traktowane jako czyn skierowany przeciw Rzeszy, podlegający natychmiastowej karze. Robotnik własnoręcznie podpisywał niniejszą deklarację. Była to swoista forma zniewolenia.

Jednak, mimo dyskryminacji, robotnicy otrzymywali za pracę zapłatę. Tygodniówka wynosiła przeciętnie od 39 RM w 1939 roku do 49 RM w 1944 roku (RM to marki niemieckie). Porównując to z zarobkami robotników niemieckich było to 40-60% tych drugich. Zastrzeżono również, że polskie siły robocze nie mogą nabywać żadnych praw do wysuwania roszczeń. Nie wypłacano wynagrodzeń za godziny nadliczbowe, za pracę w niedzielę i święta, rodzinnego, za rozłąkę a także za wypadki losowe. Nie przewidywano też zaopatrzenia emerytalnego. Z zasady Polakom nie przysługiwał urlop. Każdego robotnika polskiego obowiązywało noszenie, najczęściej w klapie, znaczka z literą P. Na rzecz Rzeszy wykorzystywano także jeńców wojennych, tych traktowano o wiele gorzej. Ci ludzie pracowali w ciężkich warunkach, często przy budowie dróg dostawali liche wyżywienie, co wywoływało osłabienie i często śmierć. Polacy pracowali w wielu zakładach pracy, często w zbrojeniowych oraz na roli u niemieckich bauerów. Mieszkali w stalagach, w hotelach, w sypialniach lokali gastronomicznych. Ci, co pracowali u bauerów niepopierających Hitlera, mieli się całkiem znośnie, gorzej gdy pracowali u zwolenników, którzy byli antypolscy i traktowali ich jak podludzi. Wywiezionych dręczyła tęsknota za rodziną i Ojczyzną. To smutne życie urozmaicali sobie w różny sposób grą w karty i szachy, śpiewem, muzyką, tworząc nawet zespoły muzyczne. Jeńcom polskim YMCA dostarczała książki, które czytali w wolnych chwilach. Jak wcześniej podałem, najgorzej mieli się polscy jeńcy spoza oflagów i stalagów. Pomagali im jednak rodacy z kraju, wysyłając im paczki.

Z Wieruszowa paczki jeńcom wysyłali L. Plewińska, W. Plewiński, A. Jasińska, pani Sobczyńska i Maria Duś. Do tych pań docierały listy z podziękowaniami od jeńców. Listy te były wzruszające, wywołujące chwile zadumy i rozrzewnienia. W latach 90-tych otrzymałem od pana Piotra Dusia ze Świebodzina, dawnego mieszkańca Wieruszowa, kilka takich kartek z podziękowaniami. Odtworzę tu takie jedno podziękowanie, skierowane do pani Marii Duś od jeńca Władysława Lebelta, nauczyciela z powiatu radomszczańskiego. A oto fragment: "Jest nas tutaj w stalagu kilka tysięcy, a w naszym obozie 42. Mieszkamy w lokalu gastronomicznym. Ja z kolegami pracuję na poczcie jeńców polskich. Praca jest interesująca i niewyczerpująca. Większość kolegów pracuje w gospodarstwach u bauerów. Razem stanowimy jedną wielką rodzinę, w której panuje zgoda, wzajemna pomoc i jedność. Najbardziej męczy nas tęsknota za swoimi rodzinami oraz brak wolności. Nasze smutne życie urozmaicamy sobie w różny sposób. Nasz zespół muzyczny składa się ze skrzypka i 2 harmonistów. Polecając się łaskawej pamięci Pani, pozdrawiam Ją serdecznie i całuję rączki. Pozdrowienia i ukłony od kolegów".

Jak wcześniej wspomniałem, niektórzy wywiezieni do Rzeszy trafili na całkiem przyzwoitych Niemców. Rodzina Leona Kołodziejczyka, którego żoną była siostra mojej babci, miała szczęście pracować w gospodarstwie bogatego bauera. Po ich powrocie do Wieruszowa, jako mały chłopiec, chodziłem do wujostwa Kołodziejczyków i podziwiałem aluminiową wannę, miskę i aluminiowe garnki. Ciocia mówiła mi, że dostała je w Bawarii od Niemca, u którego pracowała. Wujek Leon, gdy siadaliśmy na ławce, opowiadał mi wiele o tym pobycie i pokazywał pod szopą narzędzia rolnicze, które mu ten bauer podarował, gdy opuszczali jego gospodarstwo.

Nie wszystkim wywiezionym udało się trafić na porządnych, "ludzkich" Niemców. Podam tu też ciekawy przykład, nie używając nazwiska osoby z Chobanina, która jako bardzo młoda dziewczyna pracowała u bauera pod Hanowerem. W końcu wojny zaszła w ciążę z bardzo młodym synem bauera. Wraz z zakończeniem wojny zabrała synka i wróciła do Chobanina, gdzie wyszła za mąż. Wkrótce w Chobaninie pojawiła się matka ojca dziecka i zabrała je do Niemiec. Przez lata owa babcia informowała chłopca, że jego mama nie żyje. Chłopak dorastał i przestał babci wierzyć, podjął poszukiwania matki przez Czerwony Krzyż. Wreszcie u schyłku życia babcia podała wnukowi dane o zamieszkaniu matki. Był rok 1986. Ów Niemiec dociera do Chobanina, następuje niespotykane spotkanie z matką i jej miejscową rodzin. Polska stała się dla tego Niemca drugą Ojczyzną. Dzisiaj ma on już 80 lat i co roku bywa u siostry w Chobaninie oraz u brata w Wieruszowie. Jakże nieprzewidziane i skomplikowane są  ludzkie losy.

Drodzy czytelnicy, tragedie więźniów obozów koncentracyjnych są powszechnie znane i opisywane, gdyż śmiertelność w nich była ogromna, i to ze względu bestialskich posunięć hitlerowców. Zycie tych wywiezionych na roboty nie było łatwe, ale znacznie różniło się od tego w obozach koncentracyjnych. Ci wywiezieni na roboty byli potrzebni Niemcom w rolnictwie i przemyśle, gdyż kraj musiał funkcjonować gdy młodzi Niemcy w mundurach walczyli na różnych frontach. Szczęśliwie wielu wywiezionym na roboty do Rzeszy udało się powrócić do Ojczyzny. Jak różny bywa los ludzi w czasie zaistniałych wojen i jaki to los może stworzyć człowiekowi drugi człowiek? Ale to pokazuje nam historia świata, jakże czasem okrutna.

Zenon Magaj

Autor:
Zenon Magaj

Galeria

Komentarze

Komentarze publikuje się korzystając z narzędzia Facebooka.
Użytkownik publikuje treść komentarza na własną odpowiedzialność i jest to jego prywatna opinia. Aby zgłosić naruszenie należy kliknąć link „Zgłoś Facebookowi” przy wybranym poście. Regulamin i obowiązujące zasady korzystania z platformy Facebook dostępne pod adresem: https://www.facebook.com/policies
Właściciel i wydawca portalu tugazeta.pl nie odpowiada za treść publikowanych komentarzy.
Aby dodać komentarz musisz w pierwszej kolejności być zalogowany na portalu facebook.com
Jesteś już zalogowany ? Odśwież stronę