Dlaczego uczniowie nie lubią matematyki?

Artykuł Henryka Ogorzelskiego
2019-03-04 09:52

Już na samym początku chcę zaznaczyć, że nie będę się zajmował w tym artykule specyficznymi zaburzeniami występującymi w zdolnościach matematycznych uczniów (odmianami dyskalkulii lub jej cięższej odmianie akalkulii). Tymi problemami zajmuje się Poradnia Pedagogiczno Psychologiczna. Warto ją odwiedzić, kiedy dziecko ma zdiagnozowane problemy z matematyką. Po tej informacji przechodzę do tematu dzisiejszego artykułu.

Cechą charakterystyczną dla wielu dzieci w wieku przedszkolnym jest matematyczne postrzeganie świata, czyli naturalna zdolność do zauważania liczb i miar, szybkie wnioskowanie oraz postrzeganie logicznych zasad kierujących najbliższym otoczeniem. Małe dzieci uwielbiają matematykę, choć wcale nie wiedzą, że wiele z ich zabaw to zabawy matematyczne. Wyliczanki, układanie wzorów, grupowanie przedmiotów, odkrywanie kształtów… Matematyka przenika ich świat w naturalny sposób. Jak pokazują liczne badania, wśród polskich dzieci w wieku 5 - 6 lat ponad połowa posiada zdolności matematyczne i aż 25% jest ponadprzeciętnie uzdolniona w tym kierunku!!!

Mimo tak optymistycznych danych mówiących o dużym matematycznym potencjale naszych polskich przedszkolaków, warto zauważyć również drugą stronę medalu. Przedszkolaki rozpoczynające naukę w pierwszej klasie szkoły podstawowej już po kilku miesiącach, a nawet tygodniach mówią, że nie lubią matematyki… Dlaczego tak się dzieje, że tak dużo dzieci szkolnych nie lubi matematyki i ma z nią problemy? Gdzie i dlaczego gubimy dziecięce matematyczne zainteresowania?

Przyczyn tego stanu jest wiele. Między innymi dzieje się tak dlatego, bo bardzo często, już ta początkowa „szkolna matematyka” jest zupełnie oderwana od rzeczywistości - jest abstrakcją dla wielu młodych ludzi polegającą na robieniu czegoś z liczbami, z mnożną i mnożnikiem, z dzielną i dzielnikiem…, a nie ciekawą opowieścią o matematycznym świecie. A przecież matematyka jest wszędzie, więc nie można jej odrywać od rzeczywistości. To matematyka opisuje naturę i cały otaczający nas świat. Jeżeli jeszcze do tego dodamy, nudny sposób przekazywania wiedzy matematycznej młodym ludziom, który sprowadza się najczęściej do prowadzenia żmudnych obliczeń, to wynik może być tylko jeden - dzieci tracą zainteresowanie matematyką. Oczywiście są nauczyciele w klasach 1 - 3, którzy potrafią przedstawić matematykę w sposób ciekawy i atrakcyjny. Pokazać, że ona jest wszędzie, że jest bardzo różnorodna i ciekawa. Mówiąc krótko, potrafią zainteresować uczniów matematyką. Nie chcę generalizować, ale najczęściej nauczyciele nauczania początkowego nie są pasjonatami matematyki. Większość nauczycieli klas I - III nie wybiera przecież studiów pedagogicznych z miłości do matematyki. To powoduje, że nie mogą zarazić swoich uczniów pasją matematyczną, bo często sami jej nie mają.

Inną z przyczyn gubienia talentów matematycznych jest to, że od początkowych lat szkolnych nauczyciel nie pozwala dziecku poczuć, że może na lekcjach matematyki coś odkryć lub rozwiązywać zadania po swojemu. Czyli od samego początku daje się uczniowi do zrozumienia, że nauczyciel wie lepiej. Żeby jeszcze bardziej ucznia w tym utwierdzić, wymyśla się, dla najprostszych zadań, specjalne sposoby zapisu i skomplikowaną procedurę.

Weźmy prosty przykład. Antek ma rozwiązać zadanie: Wojtek miał 13 cukierków, każdej z siedmiu koleżanek dał po jednym cukierku. Ile cukierków mu zostało?

Antek potrafi sobie policzyć, że Wojtkowi pozostało 5 cukierków, ale to wcale nie znaczy, że umie rozwiązać zadanie. Przecież nie wystarczy zapisać w zeszycie odpowiedź, bo „guru matematyczne” mówi, że trzeba napisać tak: 13 – 8 = 13 – (3 + 5) = (13 – 3) – 5 = 10 – 5 = 5

Ale na tym się nie kończy. Potem Antek musi jeszcze narysować graf ze strzałkami w obie strony od liczby 13 do liczby 5 i one muszą być podpisane „jakimiś liczbami z plusem i z minusem…”. Pani tłumaczy, że to ma posłużyć sprawdzeniu zadania. Styki między neuronami w mózgu Antka się grzeją, bo on nie wie po co to wszystko, ale Pani już w tym momencie udowodniła mu, że matematyka to wcale nie taka prosta i przyjemna sprawa, jak Antkowi się na początku wydawało.

Na szczęście nie zawsze udaje się nauczycielowi obrzydzić uczniom matematykę już w klasach I - III. Nauczyciele od nauczania początkowego nie są przecież matematykami i mogą nie wiedzieć, jak się do tego obrzydzania matematyki fachowo zabrać. Nic straconego! W starszych klasach szkoły podstawowej możliwości nauczyciel ma znacznie więcej. Wystarczy, że będzie używać jak najwięcej niezrozumiałych dla młodego ucznia, „naukowych” słów, a zamiast ćwiczenia umiejętności, będzie ćwiczyć deklamację jak najbardziej skomplikowanych formułek. Po co ćwiczyć dzielenie i mnożenie, wystarczy, że potrafią wyrecytować, co to jest dzielna, a co – dzielnik lub mnożna i mnożnik…

Jeśli nauczyciel chce obrzydzić uczniowi matematykę jeszcze bardziej, to nie może zmarnować ogromnej szansy jaką dają procenty. Nie może na przykład dopuścić, by uczeń umiał w pamięci obliczyć, że 10% liczby 200 to 20, a 20% tej liczby to 40. Do każdego typu obliczeń procentowych musi podać precyzyjną metodę postępowania, najlepiej za pomocą jak najbardziej skomplikowanego wyrażenia algebraicznego. Jeśli tak będzie działać konsekwentnie, to jego uczniowie już do końca życia będą się procentów bali, jak diabeł święconej wody.

Żeby jeszcze bardziej zniechęcić uczniów od matematyki wystarczy przekonać ucznia, że ona nigdy nikomu do niczego się w życiu nie przyda. Ciągle słyszymy, że uczniowie w starszych klasach szkoły podstawowej coraz natarczywiej pytają: po co nam ta matematyka, do czego nam się to przyda? Wywalić ją z matury! Jeśli nie chcemy, by polubili ten przedmiot, musimy im odpowiadać: matematyka w szkole jest po to, by zdać do następnej klasy, bo tam znowu będziemy uczyć się matematyki. Takiej samej jak w młodszych klasach – tylko trochę trudniejszej. Synapsy (połączenia między neuronami w mózgu) Antka grzeją się coraz bardziej. Ale sama taka odpowiedź nauczyciela to za mało. Musi on jeszcze starannie zilustrować ją na lekcjach. Musi unikać zadań i problemów matematycznych dotyczących innych przedmiotów, a zwłaszcza musi się wystrzegać stosowania matematyki w życiu codziennym. Jeśli już koniecznie musi to zrobić, bo podstawa programowa mu to narzuca, musi zadbać, by przykłady były długie, skomplikowane i nienaturalne bez żadnych ciekawostek! Jako ciekawostka i zastosowanie matematyki w praktyce wystarczą zadania o pociągach wyruszających ze stacji A do stacji B i ze stacji B do stacji A oraz o wodzie wypływającej z dwóch kranów i napełniającej basen. I co z tego, że nikt z uczniów (nawet Antek) nie widział tak napełnianego basenu? Właśnie dlatego, że matematykę, którą się widzi, można polubić, należy także do minimum ograniczyć geometrię opartą na wyobraźni. Trzeba sprawić, by geometria sprowadzała się tylko do obliczeń, tych trudniejszych, bo jest dużo wzorów do zapamiętania.

Ale tego wszystkiego jeszcze nie wystarczy, żeby uczeń nie lubił matematyki, należy jeszcze spowodować, by się jej bał. Łatwo można to osiągnąć przez systematyczne stosowanie wyżej wymienionych metod oraz odpowiednie dozowanie tempa pracy. Chodzi o to, by przy nowych, trudnych zagadnieniach przyspieszać, a dużo więcej czasu poświęcać zagadnieniom w zasadzie łatwym, ale żmudnym. Dobrze to widać na przykładzie logarytmów. Nie wolno zbyt wiele mówić o tym, do czego, w jakich sytuacjach i w jaki sposób przydaje się logarytm. W przeciwnym razie uczniowie lubiący biologię czy nauki humanistyczne mogliby uznać, że logarytmy są im potrzebne i nigdy nie uda się wzbudzić w nich strachu przed tą częścią matematyki. W żadnym wypadku nie należy pokazywać zasady działania logarytmów na najprostszych przykładach. Trzeba krótko podać definicję i jak najszybciej przejść do skomplikowanych równań. Gdy będziemy długo ćwiczyć technikę rozwiązywania kolejnych typów równań, uczniowie zrozumieją, że logarytmów nigdy nie opanują. A stąd już tylko krok do strachu. Dodatkowych okazji do wywołania lęku przed matematyką dostarczy też trygonometria i rachunek prawdopodobieństwa.

Oczywiście zawsze znajdą się jacyś fanatycy matematyczni zakochani w tym przedmiocie, z którymi nie będzie łatwo sobie poradzić, by obrzydzić im matematykę. Jedyne, co może nauczyciel wówczas zrobić, to utrudnić im na wszystkie możliwe sposoby udziału w konkursach matematycznych. Gdy nie osiągną pozaszkolnych sukcesów, może się w końcu zniechęcą do matematyki.

Myślę, że wystarczy już tego czarnego humoru. Trzeba się wreszcie opamiętać. Mózg młodego człowieka został stworzony do tego, żeby się uczyć – i niczego nie robi lepiej. Aby było to możliwe, potrzeba jedynie bogatego w bodźce środowiska edukacyjnego i atmosfery dającej uczniom poczucie bezpieczeństwa. Gdy dwieście lat temu w Prusach powstawał obecny model edukacji, o procesach uczenia się niewiele wiedziano. Obecnie dysponujemy już wiedzą, która pozwala na zweryfikowanie stosowanych w szkołach metod pracy i na wyjaśnienie przyczyn wielu problemów. Duża ich część dotyczy nauki matematyki, która uchodzi za szczególnie trudny i nielubiany przedmiot.

Bardzo łatwo obarczyć za to winą nauczycieli, ale przyczyn problemu powinniśmy raczej upatrywać w tradycyjnym modelu nauczania matematyki, niezgodnym z zasadami pracy mózgu. Nauczyciele nie są jednak autorami obecnego, archaicznego XIX wiecznego modelu edukacyjnego, ale jego produktami. Uczą tak, jak sami byli uczeni. Gdzie niby mieli się nauczyć, jak rozmawiać z uczniami o pojęciach matematycznych, jeśli sami uczyli się definicji na pamięć? Dlaczego mają uważać, że zrozumienie matematycznego problemu jest warunkiem osiągnięcia sukcesu, jeżeli każe im się wierzyć, że liczy się tylko to, co ich uczniowie potrafią zrobić (tzw. cele operacyjne), a jednocześnie czasowniki ”rozumieć” i „myśleć” gdzieś giną.

Wszystko o czym teraz i wcześniej pisałem pokazuje, że obecny system edukacyjny jest niespójny i niewydolny, bo oparty został na fundamencie pochodzącym ze świata, który już nie istnieje. A my ciągle i na siłę próbujemy budować na nim edukację XXI wieku. Gdy pojawiają się problemy z matematyką, winą obarczamy nauczycieli lub cierpimy w milczeniu. Tym sposobem doprowadzamy do sytuacji patowej i stoimy ciągle w miejscu, bo nie znamy odpowiedzi na kluczowe pytania: jak tę trudną sytuację rozwiązać, gdzie zacząć zmiany, co zrobić, by uczniowie nie tracili motywacji do poznawania matematyki i wiary we własne możliwości już na pierwszym etapie edukacyjnym. Jeżeli dalej będziemy milczeć, to utrwalać będziemy istniejący stan rzeczy i sowicie opłacać korepetytorów dla naszych dzieci. Jedynie otwarte mówienie i spokojna merytoryczna dyskusja, może doprowadzić do pozytywnych zmian w nauczaniu tego przedmiotu. Warto wreszcie zrozumieć, że elementarne wykształcenie matematyczne to sprawa godności, wolności, niezależności i sukcesu indywidualnego człowieka, społeczności oraz państwa. Ale kogo to obchodzi?

dr inż. Henryk Ogorzelski

PS

Warto jeszcze przeczytać mój artykuł pt.: „Muszą mieć problemy z matematyką”, który ukazał się 5 lat temu (2014r.) w tutejszej gazecie.

Galeria

Komentarze

Komentarze publikuje się korzystając z narzędzia Facebooka.
Użytkownik publikuje treść komentarza na własną odpowiedzialność i jest to jego prywatna opinia. Aby zgłosić naruszenie należy kliknąć link „Zgłoś Facebookowi” przy wybranym poście. Regulamin i obowiązujące zasady korzystania z platformy Facebook dostępne pod adresem: https://www.facebook.com/policies
Właściciel i wydawca portalu tugazeta.pl nie odpowiada za treść publikowanych komentarzy.
Aby dodać komentarz musisz w pierwszej kolejności być zalogowany na portalu facebook.com
Jesteś już zalogowany ? Odśwież stronę