My jeździmy nad polskie morze, w polskie góry, do Chorwacji czy nad jeziora. Pamiętając, że większość z nas – łącznie z najmłodszymi - zostaje jednak na miejscu. A czym powiat wieruszowski przyciąga w wakacje innych? A jeśli już, to kogo? Kto przyjeżdża w czas kanikuły do nas? Przede wszystkim - okazuje się, że - ci „inni”, „wakacyjni” przybysze, to w jakimś sensie… nasi lub ewentualnie – tych naszych - znajomi.
Najczęściej docierają do nas w lipcu i sierpniu ci, którzy wywodząc się stąd, żyją i pracują na co dzień w większych ośrodkach, albo też za granicami kraju. Także wnuki i dzieci naszych mieszkańców. Jednym z nich jest Sylwester Różycki – aktor i wokalista związany z wrocławskim Teatrem Arka.
Wokalistykę ukończył u prof. Ewy Wdowickiej (Poznań, Wrocław), przez dwa lata studiował też u prof. Christiana Elssnera (Drezno, Wrocław). Reprezentował Operę Dolnośląską w Berlinie kreując rolę Schlendriana w Kaffeekantate i partie solowe w Bauernkantate J. S. Bacha (wersje sceniczne). Prezentował się w galowych koncertach na Międzynarodowym Festiwalu Moniuszkowskim w Kudowie Zdroju. Występował w wielu teatrach i filharmoniach w kraju i za granicą, m.in.: w Wiedniu, Berlinie, Tallinie, Amsterdamie, Kopenhadze, Zurychu, a ponadto w Bremen Theater, Stuttgart - Liederhalle, a także w Aarhus, Aalborg, również we Włoszech i we Francji. Wreszcie zagrał w kilku serialach telewizyjnych różnych stacji.
Przez swoich rodziców jest związany z Cieszęcinem. Ma 40 lat. Pamięta jeszcze autobusy z Wrocławia, które jechały bezpośrednio do Osieka. Za szybą miały tabliczkę z nazwą miejsca docelowego. – Wielki tłum ludzi na wrocławskim, starym dworcu PKS. Podjeżdża autokar, drzwi otwiera kierowca i mówi wskazując palcem: pan, pani, ta pani jeszcze i tamta w… ciąży. A ja? A pan nie. – wspomina.
Różycki jest tutaj na kolejnym urlopie, który spędza z matką i bratem w małym, cieszęcińskim domku. - Wczoraj byliśmy ze znajomą w Bolesławcu. Chciałbym jej pokazać jeszcze sanktuarium św. Wojciecha i okolice rzeki. Jestem z tymi miejscami mocno związany. Mój wujek Gerard był tu kościelnym. – mówił w ostatnią sobotę portalowi tugazeta.pl.
Natomiast jego dziadek Walenty był mistrzem kołodziejstwa. - Proszę sobie wyobrazić, że książę Radziwiłł w dowód uznania dał mu w sokolnickim pałacyku specjalny dokument za opracowanie drewnianej maszyny do wydobywania torfu – podkreśla. Przyjeżdża tu od dzieciństwa. Od kiedy pamięta. Była tu duża rodzina Dąbrowskich. Piątka rodzeństwa. - Została moja mama, która jest nestorem tego rodu. Tęsknię za tym miejscem zawsze i wszędzie. Tak jest powiedziane, że ma to zostać zawsze w rodzinie. Ale… Twoje, moje, wasze, nasze… Masz tyle ziemi ile twoja stopa pokrywa. – zauważa.
Także uczy się… zawsze i wszędzie. Czy to są role teatralne, czy coś innego. Przywiózł ze sobą saksofon, bo gra na tym instrumencie, ale jeszcze nie zdążył go wyrwać z futerału. Niedługo jedzie do Islandii na festiwal jazzowy W listopadzie będzie Edynburg.
Jest związany bardzo mocno z matką. Ktoś mógłby mówić, że to jest obciążenie.- Nie. Miałem propozycję wyjazdu do Norwegii. W przeliczeniu to konkretne ponad 20 tysięcy złotych miesięcznie. Mama. – to ostatnie słowo tłumaczy u niego powziętą decyzję. Dlaczego na czas urlopu wybiera Cieszęcin? Na pewno dlatego, że są to „rejony” i „czasy” właśnie jego matki krzątającej się cały czas po zakamarkach domu i podwórka, ale też… jego. - Cieszęcin jest niesamowitą przestrzenią. To jest sentyment do tego miejsca. Choćby takie rewiry jak Sucha czy Raj. To są umowne nazwy. Tam chodziliśmy na pole. Tam niczym w biblijnych przypowieściach wyławialiśmy sieciami mnóstwo ryb. Nie było lodówek. Soliło się ryby i przechowywało w studni. – wspomina.
Jest artystą, ale uwielbia pracę z niepełnosprawnymi. Wchodzi z nimi niejednokrotnie na scenę. Bezpośrednio lub przez ich teksty. – Tu w Cieszęcinie nic nie robię. Nie dlatego, że nic mi się nie chce. Może to banał ale cenię kontakt z przyrodą. Tak. Cieszęcin mnie cieszy - podsumowuje.
Sylwester Różycki nie widzi przeszkód, by swój silny sentyment zamienić na współpracę z tym powiatem. Musiałby dostać propozycję od ewentualnie zainteresowanych. Ulotka z tekstem, że „powiat wieruszowski jest piękny od zawsze” jeszcze do niego nie dotarła. Ale to akurat wie.
Rafał Przybył