Były dyrektor KRUS przerywa milczenie

Stanisław Zawilski o współpracy z Elżbietą Nawrocką
2015-10-16 09:23

W Kasie Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego jak u pana Boga za piecem? Zaskakujące informacje dotyczące pracy byłej dyrektor Elżbiety Nawrockiej dotarły w ostatnich dniach do naszej redakcji. Milczenie przerywa Stanisław Zawilski, były przełożony obecnej poseł z Wieruszowa, który łódzki oddział tworzył od podszewki.

Dyrektor Zawilski pracę w KRUS rozpoczął w 1991 r., z Kasą rozstał się w 2013 r. Jak twierdzi, powodem rozwiązania umowy o pracę było tło polityczne. Zawilski obecnie nie ma nic do stracenia. Nie był i nie jest członkiem żadnej partii, a za kilka dni przejdzie na wyczekiwaną od wielu miesięcy emeryturę. – Oddział łódzki miał bardzo dobre wyniki i zajmował wysoką pozycję w prowadzonym przez centralę Kasy rankingu oddziałów regionalnych KRUS. Problemem była współpraca z moją zastępczynią, waszą krajanką, panią Elą Nawrocką – wspomina Stanisław Zawilski.

Polityk i urzędnik

Nawrocka jako wicedyrektor, w drodze postępowania konkursowego, trafiła do oddziału regionalnego w 2009r., chwilę wcześniej straciła stanowisko wicemarszałka województwa łódzkiego. – Wszystko było dobrze do czasu objęcia obowiązków w Kasie. Wtedy się okazało, że bardziej czuje się funkcjonariuszką partii niż urzędnikiem państwowym. Nie jest tajemnicą, że jest działaczką Polskiego Stronnictwa Ludowego i z tego powodu nie potrafiła pogodzić obowiązków służbowych ze swoimi rozlicznymi obowiązkami społecznymi. Przez cały czas była radną wojewódzką. Uważała, że w związku z pełnionym mandatem powinna być zwalniana z pracy. Ja stosowałem się do przepisów prawa, udzielałem stosownego zwolnienia na sesje sejmiku, ale uważałem, że podobnie jak inni pracownicy łódzkiego oddziału, będący jednocześnie radnymi organów samorządu terytorialnego, na czas pełnienia obowiązków wynikających z funkcji radnej powinna wykorzystywać bezpłatny urlop, ponieważ pobierała dietę, która ze swej istoty jest rekompensatą za utracone zarobki. Pani Nawrocka nie mogła się z tym pogodzić, często zwalniała się pod różnymi pretekstami, później okazywało się że były to zajęcia związane z byciem radną lub wynikały z jej wysokich funkcji, jakie pełniła w strukturze partyjnej. Na sesje sejmiku, zgodnie z prawem, zawsze bez problemu udzielałem jej dnia wolnego od pracy i to niezależnie od tego jak bardzo jej nieobecność w KRUS zakłócała bieżący rytm pracy instytucji. Wypominała mi to przy każdej okazji. Jak zostałem zwolniony okazało się, że problem przestał istnieć. Jako legalista dla pracowników wydałem stosowny komunikat informujący o zasadach zwolnień z pracy w związku z pełnionym mandatem radnego. Komunikat ten, oczywiście przez nową panią dyrektor, która sama była radną,  został uchylony i od tamtej pory zaczęła się wolnoamerykanka.

Życie jak w Madrycie?

Kilka miesięcy po zwolnieniu Zawilskiego Elżbieta Nawrocka zostaje dyrektorem łódzkiego oddziału KRUS. – Kierownik ma oczywiście nienormowany czas pracy, ale w stosunku do szeregowego pracownika powinien znacznie więcej przebywać na terenie zakładu i nie może tam pojawiać się sporadycznie. Z tego co wiem, pani Nawrocka jako dyrektor znacznie częściej, niż wówczas gdy była moim zastępcą, przyjeżdżała późno, często wychodziła, były dni kiedy w ogóle nie była w pracy i nie były to dni zwolnienia lekarskiego bądź urlopu wypoczynkowego. Była po prostu poza kontrolą – uważa Stanisław Zawilski. – Jako przełożony ja jej w tym zwyczajnie przeszkadzałem. Pobierała pełną pensję i w dodatku korzystała z diety radnej, a być może z jeszcze innych apanaży, co do których nie mam wiedzy. Proszę porównać to z zarobkami zwykłej osoby, szeregowego pracownika. Przypuszczam, że taka dieta to bardzo często niejedno wynagrodzenie przeciętnego mieszkańca Wieruszowa, a gdzie tutaj jeszcze dyrektorskie uposażenie. A trzeba dodać, że pani Nawrocka oczekiwała szczególnego traktowania, pomimo tego, że jej wydajność była niższa niż mojego drugiego, bardzo solidnego, z bogatym doświadczeniem zawodowym zastępcy. Dopiero uczyła się ubezpieczeń społecznych a domagała się takich samych zarobków we wszystkich składnikach, jakie miał drugi zastępca. Mało tego, w momencie przyznania niższej nagrody to zwyczajnie się o nią upominała. Niestety, nie chce się w to wierzyć, ale podstawowym argumentem był wtedy płacz. Wstyd mi w ogóle o tym mówić – nie kryje zażenowania były dyrektor łódzkiego oddziału KRUS i jeszcze raz powraca do tematu zwolnień. – Często przychylałem się do jej próśb o zwolnienia na wydarzenia partyjne, nawet rodzinne, ale później wymagałem większego zaangażowania. Niestety takiego czegoś nie było.

Konkurs niejedno imię ma

Zawilski przyznaje, że przez okres swojego dyrektorowania odczuwał różne naciski partyjne. W grę wchodził również temat przyjęć nowych pracowników. – Nie ulegałem tym naciskom, a politykę kadrową oddziału podporządkowałem obiektywnym merytorycznym kryteriom Nie jestem członkiem żadnej partii, byłem bezpartyjnym urzędnikiem państwowym. Dla mnie patologią jest to, że wysoko postawieni działacze partyjni pracują jako ważni funkcjonariusze publiczni, którzy z natury rzeczy powinni być niezależni politycznie. W sprawach kadrowych przypominam sobie, że niedługo przed moim zwolnieniem dotarła do mnie osoba z Państwa terenu, oczywiście z „odpowiednim” poparciem, której nie zatrudniłem. Później dziwnym zbiegiem okoliczności, ta osoba wygrała konkurs ogłoszony przez moją następczynię. Za czasów mojego kierownictwa każdy nabór miał charakter otwartego konkursu. Kierując się potrzebami instytucji oraz powszechnie znaną trudną sytuacją na rynku pracy szczególnie dla młodych absolwentów ze statusem akademickim, chcieliśmy zatrudniać raczej młodszych, wykształconych specjalistów. Każdorazowo powoływałem stosowną komisję ds. spraw naboru, której przewodniczył członek dyrekcji oddziału i uczestniczył kierownik komórki, do której poszukiwaliśmy pracownika. Po moim odejściu w łódzkim oddziale doszło w zakresie polityki kadrowej do patologii  – uważa Stanisław Zawilski, jednocześnie wskazując na głośny temat przyjęcia do pracy w KRUS teściowej córki dyrektora oddziału czy wygranego naboru w jednej z lokalnych placówek przez zaprzyjaźnioną dziennikarkę, która podczas wyborów została oskarżona przez współpracowników z redakcji o cenzurowanie niektórych kandydatów. – Przy moich naborach generalnie wymagaliśmy od kandydatów wykształcenia wyższego, tu nagle się okazało, że w Wieruszowie można przyjąć osobę bez takiego wykształcenia, do tego na stanowisko specjalnie utworzone – stawia oczy były dyrektor.

Nie ma czasu na odpowiedź

Od kilkunastu dni bezskutecznie próbujemy skontaktować się z poseł Elżbietą Nawrocką, byłą dyrektor/wicedyrektor łódzkiego oddziału KRUS. Na sejmowego maila oraz prywatnego facebooka aż cztery razy wysłaliśmy jej pytania związane z publikacją. Niestety, mimo potwierdzenia odczytania wiadomości, do tej pory nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi. Udało nam się nawiązać kontakt z centralą Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego w Warszawie. Pytaliśmy o ocenę pracy dyrektor Nawrockiej oraz o rzekome jej częste nieobecności. – Bieżąca ocena pracy oddziału w okresie kierowania nim przez panią dyr. Elżbietę Nawrocką nie potwierdziła opinii państwa informatora – odpowiada Maria Lewandowska, dyrektor Biura Komunikacji Społecznej. Kolejne pytanie dotyczyło ogólnej oceny pracy byłej dyrektor. – Kasę, jako byłego pracodawcę obowiązuje na ten temat ochrona danych osobowych – ucina dyrektor.

Co z tą kasą?

Centrala poinformowała nas, że w związku z objęciem mandatu posła RP umowa o pracę z byłą dyrektor została rozwiązana. Z oświadczenia majątkowego Nawrockiej, które składała w lutym tego roku, wynika, że w 2014 r. w łódzkim oddziale KRUS zarobiła ponad 141 tys. zł, dieta radnego to dodatkowe  26 tys. zł. To daje miesięcznie prawie 14 tys. zł brutto. Jako poseł od kilku miesięcy działaczka PSL może liczyć na wynagrodzenie wynoszące prawie 10 tys. zł brutto, nieopodatkowaną dietę wynoszącą blisko 2,5 tys. zł oraz inne korzyści. Do takich zalicza się m.in. środki na prowadzenie biura. Parlamentarzyści z publicznych pieniędzy mogą wydać na ten cel  miesięcznie aż 12 tys. zł. Do tego dochodzą darmowe przejazdy środkami komunikacji. W przypadku mieszkanki Wieruszowa dieta poselska i uposażenie od 18 lutego tego roku to ponad 74 tys. zł.

Patryk Hodera

Galeria

Komentarze

Komentarze publikuje się korzystając z narzędzia Facebooka.
Użytkownik publikuje treść komentarza na własną odpowiedzialność i jest to jego prywatna opinia. Aby zgłosić naruszenie należy kliknąć link „Zgłoś Facebookowi” przy wybranym poście. Regulamin i obowiązujące zasady korzystania z platformy Facebook dostępne pod adresem: https://www.facebook.com/policies
Właściciel i wydawca portalu tugazeta.pl nie odpowiada za treść publikowanych komentarzy.
Aby dodać komentarz musisz w pierwszej kolejności być zalogowany na portalu facebook.com
Jesteś już zalogowany ? Odśwież stronę